~~~~~~~~~~
Tytuł: ,,Sen z którego nie chce się obudzić"
Paring: Aoi x Uruha, Uruha x Ruki
Typ: Przypuszczam, że to będzie miało jakieś 3 części.
Autor: Ryu
Beta: Mio
Ostrzeżenia:Wulgaryzmy, używki.
Pisane z perspektywy Ruki'ego
W ciągu miesiąca popadłem w rutyne i stałem się wrakiem człowieka, jakim byłem kiedyś. Ostatnio moje życie kręci się tylko na zasadzie próba, dom, a czasem koncert, wywiad lub jakaś sesja. Wszystko przez to, że zakochałem się niewłaściwej osobie, czyli w naszym młodszym gitarzyście. Moje głupie serce odmawia mi posłuszeństwa, kiedy chce wymazać go ze swojego krwawiącego już serduszka. Nie da mi go zastąpić kimś nowym, kimś u kogo mam szanse.
Ostatnio nawet więcej paliłem i piłem. Z tym drugim nigdy jakoś nie przeginałem i piłem zazwyczaj dla towarzystwa na imprezach, ale teraz w moim domu alkohol jest na pożądku dziennym. Musze przecież jakoś wymazywać go ze swojej głowy, przynajmniej na krótką chwile. Nie chce o nim ciągle myśleć.
Od jakiegoś czasu też mało śpie, bo po prostu nie moge. Jeść też mi się odechciewa. Może po prostu moja podświadomość ukradkiem podsówa mi pomysł samobójstwa? Sam nie wiem. Ehh...ja chyba nic już nie wiem... Jestem za słaby psychicznie. To przecież nie pierwszy raz kiedy zakochałem się bez wzajemności, ale poraz pierwszy odczówam to tak silnie.
Zamknąłem oczy. Zachowuje się jak jakaś rozchisteryzowana nastolatka. Ale co ja poradze? Kocham go, no! A za każdym razem, jak widze go obściskującego się z Aoi'm, mam ochote podejść do starszego gitarzysty i grzmotnąć go czymś ciężkim. Boli mnie to...to cholernie boli, kiedy widzisz, że twój obiekt westchnień jest w ramionach innego i masz świadomość, że ta osoba nigdy nie odwzajemni twoich uczuć. Że nie będzie z tobą tak szczęśliwa jak z nim.
Z wielką niechęcią i oporem wstałem z łóżka sycząc przy tym cicho. Najgorszy w piciu jest poranny kac. Wyjąłem z szafeczki obok butelke wody i tabletki. Szybko łyknąłem prochy i popiłem wodą, po czym skierowałem się do łazienki, w której doprowadziłem się do jako takiego stanu używalności. Musiałem makijażem zakryć cienie pod czami i wszeklie inne oznaki zmęczenia. Nie moge pozwolić, żeby Kai znowu na mnie naskakiwał.
W kuchni zrobiłem sobie kawy, a za śniadanie się nawet nie brałem. Pewnie bym wszystko zwrócił, widząc nasze gołąbki migdalące się na kanapie. Zacisnąłem ręce w pięści.
-Przeklęty Yuu.-mruknąłem do siebie.
Może gdybym się nie bał i wyznał Kouyou swoje uczucia przed Shiro, to wszystko potoczyło by się inaczej? Ale czy dał bym radę rozkochać w sobie rudowłosego?
Szybkim krokiem wróciłem do pokoju i powaliłem się na łóżko. Sięgnąłem pod poduszke, spod której wyciągnąłem zdjęcie Kouyou. Kiedyś sam mu je zrobiłem. Był tak pochłonięty grą, że nawet nie zauważył. Uśmiechnąłem się delikatnie patrząc na tą szczęśliwą twarzyczkę. Ile ja bym dał, żeby patrzeć na jego szczęście cały czas. On jest taki śliczny...był taki zawsze, odkąd go pamiętam. Schowałem zdjęcie z powrotem pod poduszke i niechętnie wstałem. W końcu musze iść na próbe, bo jak zwykle się spóźnie, a mam już dość biadolenia Kai'a, kiedy tylko wejdę do naszej sali. Skierowałem się do wyjścia z domu zabierając zabierając okulary przeciwsłoneczne, portfel, telefon i klucze.
Włorzyłem jeszcze buty i zamknąłem drzwi, od razu kierując się szybkim krokiem do budynku PSC, który znajdował się niedaleko mojego domu. Dojście tam nie zajmowało mi nigdy jakoś dużo czasu, więc nawet nie chciałem, żeby ktoś przy okazji mnie zgarnął, tak jak na początku robił to Reita. Obecnie, jakby to ładnie ująć? Wszyscy mieli mnie głęboko gdzieś! I wcale nie przesadzam. Kiedyś naprawdę byliśmy zgraną ekipą, a od jakiegoś czasu wszystko się wali. Aoi jest zajęty Uruhą (za co najchętniej bym go potraktował krzesłem) i na odwrót. Kai jest zajęty papierkową robotą, a wolne chwile spędza...nawet nie wiem na czym! Natomiast ReiRei, który kiedyś poświęcał mi najwięcej czasu, najzwyczajniej w świecie przestał na mnie zwracać uwage, bo jak to powiedział "ma się kim zajmować", a mianowicie swoim chłopakem. Okrucieństwo! Co ja byłem?! Dziecko, które niańczył gdy mu się nudziło?! Zmrużyłem oczy kopiąc puszkę, która napatoczyła mi się pod nogi. Przeklęty świat i luzie po nim chodzący! Ja chyba już nikogo nie obchodze.... Wyjąłem paczkę papierosów jednego natychmiast odpalając. Z tych nerwów nawet nie zauwarzyłem, kiedy doszedłem do studia. Wyrzuciłem niedopałek i ze spuszczoną głową wszedłem do wielkiego budynku wytwórni. Nie witając się z nikim wszedłem do windy i nacisnołem guziczek z numerkiem 6. Od zawsze nie lubiłem jeździć windą sam, ale co poradzić jak jest się leniwym i nie ma się ochoty wchodzić po tylu stopniach? Gdy tylko ta metalowa kupa złomu raczyła się otworzyć na moim piętrze, szybko z niej wyszedłem kierując się do naszej sali. Wcale nie uśmiechało mi się tam iść. Najchętniej bym zawrócił i wyłączył telefon, aby żaden natręt do mnie nie dzwonił, no ale cóż... To mój obowiązek jako członka zespołu żeby się tam pojawić. Nie mogę zawieść swoich fanów, bo chyba tylko oni mi zostali i dalej mnie wspierają, mimo moich humorków.
-Dasz rade Takanori.-mruknąłem do siebie, aby dodać sobie troche otuchy. Wziąłem głęboki wdech i pchnąłem drzwi. Zastałem tam codzienny obrazek. Kai ślęczy przy papierach za biurkiem niedaleko swojej ukochanej perkusji. Reita siedział na krześle w najdalszym końcu sali i bawi się komórką, przy czym najprawdopodobniej smsował ze swoim kochasiem. Niby nie powinienem nic o Nim wiedzieć, ale kiedyś przez przypadek widziałem Akire, jak obmacywał i całował się z młodszym prawdopodobnie o 10 lat chłopaczkiem. Naprawde się cieszę, że jest szczęśliwy, ale przez to straciłem przyjaciela. Rei zaczął nas kompletnie olewać, nawet mnie, a byłem jego najleprzym przyjacielem od lat szkolnych. Mam wrażenie, że jeśli dalej będziemy się tak zachowywać, to zniszczymy to, do czego razem od zawsze dążyliśmy. Stracimy zespół, bo wątpie aby naszą przyjaźń dało się uratować. Wszedłem dalej do pomieszczenia nie witając się z nikim. I tak by nie odpowiedzieli, nawet jakbym darł się przez megafon. Podszedłem do małej szafeczki, z której wyjąłem teksty piosenek i zacząłem je gorliwie przeglądać, uparcie nie patrząc w stronę kanapy, na której siedział, bądź leżał Kouyou z.... wiadomo kim.
-Zaczynamy próbę.-oznajmił Kai wstając od stołu po ponad 15 minutowej ciszy. Każdy z nas bez słowa poszedł na swoje miejsce i zajeliśmy się graniem podawanych przez Kai'a piosenek. Nikt oprócz Yutaki nie powiedział nawet słowa, żadnych uśmiechów ani nic, czyli innymi słowy - każdy miał na siebie kompletnie wyjebane.
Skończyliśmy 4 godziny później. Tak jak wcześniej, nie żegnając się ani nie obdarzając nikogo spojrzeniem wyszedłem z sali.
Cały czas to samo od prawie roku...mam tego dosyć, ale nie odejdę z zespołu. Muzyka jest dla mnie zbyt ważna, żebym to zrobił. tylko problem jest w tym, że ja już się nie bawie tak jak kiedyś, a podczas koncertów i wywiadów wciąż udajemy zgraną paczke przyjaciół. Tak, pięknie wciskamy wszystkim te ckliwą bajeczke o naszej wiecznej przyjaźni.
Prychnąłem pod nosem wychodząc ze studia i automatycznie skierowałem swe kroki w stronę domu. Jeszcze kiedy się to zaczeło walić, myślałem, że uda mi się odratować przyjaźń, ale jak widać - nie udało się.
Nim się zorietowałem, stałem już pod drzwiami swojego mieszkania. wyjąłem klucze, po czym otworzyłem drzwi. Po wejściu zamknąłem je kopniakiem, a buty zrzuciłem w drodze do salonu.
*
W sumie przesiedziałem cały dzień przed telewizorem, oglądając jakieś debilne serialiki robiące pranie mózgu. Piękie marnuje swoją i tak marną egzystencje. zgramoliłem się z kanapy koło 22 od razu idąc do łazienki.
*
Leżałem w łóżku i z utęskieniem patrzyłem na zdjęcie śpiącego Kou, które zrobiłem kiedyś podczas trasy. To się już chyba nazywa obsesja. Delikatnie ułożyłem zdjęcie na poduszce obok. Okryłem się szczelnie kołdrą, a twarz wtuliłem w mięciutką poduszke. Już po chwili zmożył mnie sen. Zasnąłem chyba pierwszy raz od 4 dni.
*
Obudziło mnie pukanie do drzwi, nie przepraszam to nie było pukanie. To walenie! Jakiś natręt uparł się, że specjalnie mnie obudzi wiercąc mi dziure w głowie. Po parominutowej bitwie ze wstaniem, poszedłem do drzwi przeklinając mojego "gościa", który już zaraz zginie śmiercią tragiczną z moich rąk. Nie patrząc nawet przez wizjer otwożyłem drzwi z rozmachem. Tylko to, co zobaczyłem, natychmiast odpędziło mój zły nastrój.
-Hej...mogę u ciebie... przenocować?-wymamrotał mój gość nie podnosząc wzroku ze swoich butów.